

Gdy coś ma pójść nie tak, napewno przytrafi się to w podróży, w najmniej oczekiwanym momencie. Tego właśnie nauczyła mnie grecka wyspa Zakynthos. Mimo, iż była to świetna wyprawa (klify, rajskie plaże), zakończyła się totalną klapą czyli grecką tragedią (z elementami komedii oczywiście). Nieoczekiwane przygody zwaliły się na mnie tutaj w ilości większej niż ustawa przewiduje. Trzeba przyznać, że choć Grecy są mili, uprzejmi, pomocni to jednak nie majązielonego pojęcia o punktualności, przepisach czy nawet zwykłej logice. Patrząc przykładowo na rozkłady autobusowe nie wiadomo czy śmiać się czy płakać- nic nie działa tak jak powinno. Jedyną formą transportu okazuje się więc taksówka, za którą trzeba słono zapłacić, za dwie krótkie przejażdżki zapłaciłam 50 euro, co zmobilizowało mnie do chodzenia po wyspie tam gdzie się dało a w ostateczności do wynajmu auta. Innym razem gdy zaskoczyło mnie greckie “liczenie” była sytuacja gdy w restauracji za gyrosa zapłaciłam 5,40 chociaż cena jaka widniała w menu to 3 euro 😀 być może dodatkowa opłata była za sikanie w restauracyjnej toalecie… W skrócie, tutaj zasady są to po, żeby je łamać.
When something can go wrong, it will. I learned it the hard way in Zakynthos. I was a great trip, and the beauty of nature , all the cliffs, beaches, is indescribable. But every journey brings you some unexpected adventures and Greek island of Zakythnos gave me more than I could handle. First of all, Greek people are very nice, helpful, friendly but they don’t seem to respect any kind of rules, regulations, timing or logic. If you look at the time tables of the buses, it will make you either laugh or cry, because buses are never on time or they just don’t come at all. The only reliable way to get somewhere is by taxi, which is pricy. I’ve paid over 50 euros for 2 short trips, 5 mins drive or so. Or when I had gyro at a family restaurant and the price on the menu was 3 euros, but on my receipt it was 5,40 euros- to this day Idk why (maybe they charge extra for using the toilet LOL).
Wszystko to wydawało się dość zabawne, dopóki greckie podejście do życia nie kosztowało mnie mojego lotu powrotnego. Na miniaturowe lotnisko Zakynthosu dotarłam taksówką godzinę przed czasem, wiedząc, że nie ma tutaj wielkiej kolejki a kontrola bagażu trwa 3 sekundy. Rozmiary lotniska i ilość pasażerów przekonały mnie, że godzina to tak akurat. Ale jak bardzo się myliłam. Obsługa powiedziała mi, że check-in został już zamknięty i odmówiła wejścia na pokład. Nie rozumiałam dlaczego, skoro sami twierdzili, że zamykają okienko odprawy 40 minut przed odlotem. Byłam więc na czas i starałam się to każdemu wytłumaczyć, moje argumenty jednak do nikogo nie przemawiały. Zrezygnowana usiadłam na ławeczce i dopiero wtedy spojrzałam na tablicę odlotów (mały ekranik telewizora), gdzie mój lot miał… zupełnie inną godzinę odlotu niż na moim bilecie! A więc gdy Twój lot odlatuje wcześniej niż powinien, to nie masz szans, bo po prostu coś jest bardzo nie tak z taką linią lotniczą (Thomas Cook) i takim lotniskiem. Natychmiast kupiłam lot na następny dzień, tak by zdążyć na moje połączenie z Birmingham. Prbóbowałam przespać się na lotnisku, ale te zamykane jest o 22 i ponownie odtwierane o 5 rano. Wszelkie airbnb jeszcze nie były dostępne, sezon bowiem jeszcze się na dobre nie rozpoczął. Postanowiłam przejść się do najbliższej wioski, aby spacerem wybić negatywne emocje i zjeść, wypić kilka drinków a rano powrócić na lotnisko.
All that was funny until the point when I missed my flight. So I came to the airport 1 hour before my flight- tiny airport where security is like 3 seconds and there are no lines EVER. It was the tiniest facility I’ve seen and so I was sure that check-in, security control and boarding couldn’t possibly take longer than 1 hour. Oh, how wrong was I… The staff told me, that the check-in is closed and denied me boarding. I couldn’t understand why. They told me I’ve showed up at the airport less than 40 mins before the departure. I was there on time, but no one seemed to care. So finally, after talking to every single person working there, trying to explain it to them, I sat down and bought a flight for the next day. Then I came over to the screens showing the flights details and realized, that my flight was there with a different departure time than on my ticket! So if your flight departs earlier that it’s supposed to be, then something is really wrong with that airline (Thomas Cook) or that airport. I tried sleeping at the airport, but it’s closed for the night at 10PM and then reopened at 5AM. I was trying to find an available airbnb but it was before the season opening and nothing was available yet. So I walked on foot to the nearest village to have a long walk at the beach and clear my mind, a meal and few drinks and then get back to the airport in the morning.
Następnego dnia wystresowana czatowałam na check-in i byłam tam z ogromnym zapasem czasu. U bramki czekałam jednak z prawdziwym przerażeniem, bo tym razem mój lot był… opóźniony. W innych okolicznościach wcale bym się tym nie zamartwiała, ale musiałam złapać moje połączenie w Birmingham. Późny przylot do UK dawał mi jeszcze cień nadzieji, bo mogłam jeszcze dobiec na mój lot. Okazało się jednak, że tranzyt nie jest tak łatwy- w związku z Brexitem musiałam teraz przejść kontrolę paszportu i bagażu raz jeszcze! Jak można się domyślić, nie dogoniłam już mojego lotu (wielkie dzięki Thomas Cook!). Dwie lotniskowe porażki to już było za wiele, następny lot jaki mogłam zarezerwować był dopiero pojutrze.
The next day I checked in for my flight the second they opened the desk and waited at the gate with such terror, because this time my flight was.. delayed. Normally I wouldn’t care, but I was supposed to catch another flight in Birmingham. I came very late to the UK airport, and it turned out I couldn’t just transfer for my flight, like you normally do when having a transit. I had to go through the passport control, check-in and security ALL OVER AGAIN. I think it’s because UK is no longer a part of EU after the Brexit so it’s just more complex. But it all made me so angry, because as you might have guessed by now.. I missed my connecting flight because of all this long procedure. Well, thanks again Thomas Cook Airline!
Ta historia jest tylko ostrzeżeniem dla Was- wybierając się do Grecji (czy Bałkany i w ogóle południe Europy) pamiętajcie że punktualność, przestrzeganie zasad czy logika nie są tutaj zbyt ważne. Szczególnie na malutkiej wysepce Zakynthos, gdzie życie płynie swoim własnym, żółwim tempem, ludzie wygrzewają się na słonku i mają na wszystko wywalone. Planujcie więc zgodnie z tymi okolicznościami.
This is just a cautionary tale and a word of warning for my fellow travelers- remember that timing, rules or logic is absolutely irrelevant in Greece, just like it is is Balkans or Latin America. But especially for people living on a tiny island of Zakynthos, where everything is slow, people just chill in the sun and don’t give a damn. So, just plan accordingly.
Nie chcę jednak abyście myśleli, że Zakynthos nie jest wspaniałą miejscówka, dlatego poniżej serwuję Wam jeszcze listę wszystkich fajnych sytuacji które się nam przytrafiły (był tu ze mną też brat i jego żona):
-za każdym razem gdy kupowaliśmy pamiątki w jakimś sklepiku, zawsze dostawaliśmy jakiś mały gadżet jako prezent, bądź magnes, pocztówkę czy cokolwiek innego, co sprzedawca chciał nam zaoferować jako podziękowanie wraz z szerokim uśmiechem na twarzy
-gdy mój brat zgubił smartphona w taksówce, kierowca znalazł go i przywiózł do naszego hotelu, nie oczekując nic w zamian, brat dał mu jednak 20 euro na paliwo, wiedząc, że przecież znajdując zgubę równie dobrze kierowca mógł go po prostu sprzedać (był to najnowszy model) a jednak zachował się w porządku
-gdy ostatniego dnia mego pobytu brat i jego żona zdecydowali się na nurkowanie, instruktor zaprosił mnie na szkolenie, abym się nie nudziła a dodatkowo zawczasu zadzwonił po taksówkę, tak abym zdążyła na lotnisko (ten plan akurat nie wypalił, ale nie z winy pana instruktora czy taksówkarza) 😛
-mieszkańcy wyspy machali do nas, witali się po grecku, uśmiechali, przyjaźnie trąbili klaksonem, urządzali pogawędki i dawali rady gdziekolwiek się nie pojawiliśmy. I nie były to wcale interakcje na zasadzie sprzedania czegoś tyrustom- byli to zwyczajni ludzie, babcia na progu domu, dziadek na rowerze i in, było to więc bezinteresowne i szczere
-gdy wybraliśmy się na klify skąd można podziwiać oszałamiający widok na plażę Navaggio z kultowym wrakiem statku pewien brodaty dziadek sprzedawał tam orzechy i wina. Dał nam skosztować trzech różnych typów wina a na strzemiennego jeszcze 42procentowej nalewki (rakia), która w tym szalonym upale rozłożyła nas na łopatki. No przynajmniej mnie 😀 Taka taktyka działała dość efektywnie, ale faktem pozostaje, że pan miał dla nas tyle serdeczności, dowcipów i uśmiechu, że nie można było oprzeć się takiej pozytywnej energii, spędziliśmy więc kawał czasu na pogawędce.
-gdy uciekł mi lot (ten pierwszy), jadłam kolację w jednej z restauracji przy plaży Kalamaki. Gdy w rozmowie z kelnerem opowiedziałam o swoich przygodach na lotnisku spotkałam się w mnóstwem empatii- nie tylko dostałam darmowe wino, cały wieczór pocieszania, naładowanie tableta a gdy restauracja już się zamknęła – spacer po plaży. Kelner dotrzymał mi towarzystwa aż do rana, a jako prawdziwy dżentelmen rano jeszcze odwiózł mnie na lotnisko. Grecy są więc naprawdę cool, tylko po prostu nie ogarniają punktualności i jakiejkolwiek organizacji.
Not to make you get the wrong impression about Zakynthos, here’s a list of all the cool things that happened to us here (I didn’t travel alone this time but with my brother and his wife):
-whenever buying something at a souvenir shop we got a little something extra, as a free gift, like a magnet or a postcard and a big smile from the owner
-when my brother lost his smartphone in a taxi, the driver found it and brought it to our hotel, not even charging for the gas he used to get to us, we gave him 20 euros anyway, knowing that he could just sell the phone and never give it back to us.
-when my brother and his wife went diving, the instructor invited me to take part in their training as well, just so I wouldn’t be bored. He also called a taxi for me ahead of time, to make sure I get to the airport on time (well, I didn’t but that was not his fault)
-people were waving at us, greeting us in Greek, smiling, making small talk, giving advice, honking in a friendly way everywhere we went- so kind! And it wasn’t just people who were trying to sell us something, those were random people- a grandma sitting on a porch, or a grandpa on a bike- so it was all real and honest
-when we went to the cliffs where you can admire the spectacular view for the Shipwreck Beach, there was an old, wrinkled guy selling wines and nuts, he let us taste 3 types of wine and a 42% liquor (rakia), we got drunk instantly – well, at least me, and it was probably his business tactics, but he was so funny, full of positive energy and jokes that you just couldn’t resist chatting with him
-when I missed my first flight, I had a dinner at one restaurant by the beach in Kalamaki. When I told the waiter what happened, all my adventures at the airport, they were very sympathetic, charged my tablet for me, gave me free wine, talked to me and kept me company late into the night, even after closing time. Oh, yeah, and then the waiter drive me to the airport. So Greeks are very cool people, just a bit crazy and bad at organizing.
3 Komentarze. Leave new
[…] O tym dlaczego najgorszy dowiecie się w tym poście […]
Kurczę, teraz jak to czytam, to trochę to wszystko śmieszne, ale wiem, że do śmiechu wtedy wcale Ci nie było 🙁 dobrze, że dodałaś jakieś pozytywne aspekty tego wyjazdu. Ja Greków kocham, ich styl życia, pogodę ducha, są wspaniali 🙂
Grecki chill to jest coś czego moglibyśmy się od nich uczyć, ale oni od nas organizowania się 😀 haha, to praawdam było śmieszno-smutno ale najważniejsze to nie dać się i brnąć dalej z pozytywnym nastawieniem, cieszyć się podróżą nawet kiedy coś się popsuje…